Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility Wywiad z Lamusa z dr inż. Jackiem Zientarskim | Wydział Leśny i Technologii Drewna

Wywiad z Lamusa z dr inż. Jackiem Zientarskim

Każdy leśniczy o dłuższym stażu ma swój „prywatny” zakątek lasu i trzeba zdobyć jego zaufanie, aby móc go zobaczyć i dowiedzieć się historii powstania.

 

Rozmowa z dr inż. Jackiem Zientarskim, wieloletnim adiunktem w Katedrze Przyrodniczych Podstaw Leśnictwa Wydziału Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

- Zacznę od rutynowego pytania: jaką drogę edukacyjną przebył Rozmówca?

- Leśnictwo było zawsze dla mnie ważne, pomimo że w rodzinie, w ostatnich dwóch pokoleniach nie było żadnego leśnika. Po szkole podstawowej nauki zacząłem zgłębiać w Technikum Leśnym w Brynku. Niestety mój charakter Szkoła ta była w stanie tolerować nie dłużej niż trzy lata, po czym zostałem karnie przeniesiony do TL w Krasiczynie. W Krasiczynie: szkoła, internat, stołówka mieściły się pod jednym dachem, stąd w miękkich bamboszach można było spędzić dłuższy okres czasu...

Kiedy zaczynałem naukę w Krasiczynie, to tam była tylko jedna klasa V, trzy klasy IV, III klasy nie było w ogóle i była jedna klasa II i jedna klasa I. Kiedy nasz rocznik w 1969 r., a więc około 90 osób zdało maturę i odeszło ze Szkoły, to by uzupełnić braki przywieziono grupę uczniów z TL w Biłgoraju.

W Krasiczynie miałem okazję spotkać się z ciekawymi ludźmi. Rok przede mną ukończył Technikum Jan Okruch – późniejszy dyrektor RDLP w Lublinie, a ze mną w klasie był Szczepan Okruch – znany nadleśniczy Nadl. Narol, a rok niżej uczył się Jan Kraczek – do niedawna dyrektor RDLP w Lublinie. Głośnym, że tak się wyrażę uczniem TL w Krasiczynie był późniejszy dyrektor Kampinoskiego Parku Narodowego – Jerzy Misiak.

Mieszkając w Gdyni nie mogłem już dalej uczyć się od domu niż za Przemyślem. Wybór studiów w Poznaniu był jakby kontynuacją zasady, że uczyć się należy z dala od domu. Dodam, że nie bardzo paliłem się do studiów, bo w Krasiczynie była taka zasada, że uczniowie, którzy mieli piątkę z łowiectwa i podlegali służbie wojskowej mieli przydział do Arłamowa – znanego ośrodka rekreacyjno-łowieckiego w PRL.

- Przyrodnicze spojrzenie na las dojrzewało powoli?

- Tak. Kiedy zaczynałem zgłębiać nauki leśne, to interesowało mnie leśnictwo jako dziedzina wiedzy, ale w trakcie edukacji uświadamiałem sobie, że leśnictwo mniej mnie interesuje jako dziedzina gospodarki, a bardziej las jako twór przyrodniczy, bo las istnieje bez leśnictwa, ale nie ma leśnictwa bez lasu.

- Te przewartościowanie nastąpiło podczas studiów leśnych?

- Do piątego roku studiów byłem przekonany, że będę pracować w Lasach Państwowych i nie myślałem o pracy naukowej. Do pozostania na Uczelni zostałem w zasadzie przymuszony „przez czynniki”. Pracę magisterską pisałem pod kierunkiem prof. Stanisława Szymańskiego, ale to nie on zabiegał o zatrudnienie mnie. To ja chciałem pracować w Jego zakładzie.

- Nie żal pracy na terenie Bieszczadów?

- Krasiczyn jest położony 20 km od Birczy i u progu Bieszczadów. Jako naganka wielokrotnie przemierzaliśmy jary arłamowskiego kompleksu leśno-łowieckiego. Zauroczenie zostało, stąd od czasu do czasu zastanawiam się nad tym niezrealizowanym młodzieńczym zamysłem, ale dochodzę do wniosku, że zapewne nie byłoby dla mnie instytucji tak tolerancyjnej jak wyższa uczelnia, gdzie mogę dotrwać do emerytury.

- Dziś, w porównaniu z młodością mamy już erę łagodnego dra Jacka?

- Nie tylko, bo na zmianę wpływ też miały kwestie zdrowotnie.

- Z perspektywy wielu lat przepracowanych w Zakładzie Ekologicznych Podstaw Hodowli Lasu - jak można ocenić dorobek prof. S. Szymańskiego?

- Profesor swoim podręcznikiem „Podstawy Ekologiczne Hodowli Lasu” wyprzedził epokę. Jak pamiętam pierwszy skrypt „Drzewostan” ukazał się na początku lat siedemdziesiątych XX w. Te właśnie dokonanie znacznie wyprzedziło to, co wydarzyło się później, a więc koncepcję „trwałego, zrównoważonego, wielofunkcyjnego leśnictwa”. Profesor swoim podręcznikiem stworzył podwaliny pod wielofunkcyjne leśnictwo.

- Jak można określić dokonanie prof. Jaworskiego i jego ostatnie trzy częściowe dzieło z zakresu hodowli lasu?

- Przyznam się szczerze, że nie miałem jeszcze czasu aby szczegółowo zapoznać się z zawartością podręcznika profesora Jaworskiego, którego od wielu lat znam i bardzo szanuję. Jak znam jego wcześniejsze poglądy, to ma on nachylenie na hodowlę lasu uwzględniające surowcowy punktu widzenia.

Bardzo cenię spojrzenie profesora na rębnie IV i V. Znakomite są jego opisy rezerwatów i przenoszenie do poczynań gospodarczych naśladowania działań natury, np. na podstawie obserwacji przemian zachodzących w słynnym rezerwacie Łabowiec, założonym na początku XX w. przez hr. Stadnickiego. Z jego prac wynika podstawowa sprawa, że istota rębni wynika z podpatrzenia natury i nie została wymyślona. Z kolei aspekt produkcyjny widoczny w pracach prof. Jaworskiego jak: przyrost, plon, pierśnica docelowa – to są te gospodarcze „wtręty”. Niestety, przy zapisie ustawowym, że gospodarka leśna ma być samofinansująca, niestety musimy doskonalić jej możliwości produkcyjne.

- Firma, która zarządza na powierzchni ponad 7 mln m3 ha ma ułatwienie w realizacji celów proekologicznych.

- Moim zdaniem nie ma możliwości utrzymania samofinansowania gospodarki leśnej. Dobra sytuacja dziś wynika z paradoksu, że ceny drewna mamy na poziomie europejskim, a może i nawet wyższym, natomiast płace bezpośrednich wykonawców prac leśnych są kilkukrotnie niższe. Przy dopiętym do granic bilansie Lasów Państwowych, podwyższenie o złotówkę kosztów pozyskania drewna może uczynić gospodarkę leśną niedochodową. Może w ostatnich latach było łatwiej, ale trzeba mieć świadomość, że spadek ceny drewna o np. 20 zł powoduje spadek przychodów rzędu kilkuset milionów zł. Na te problemy nakłada się zapowiadana przez rząd podwyżka płacy minimalnej do 12 zł na godzinę, a więc perspektywy nie są wesełe.

- Wróćmy do ekologii. Babia Góra – to od wielu lat poligon badawczy, co wynika z tych wieloletnich doświadczeń?

- Pracę magisterską, której temat dotyczył oceny wypływu wysokości n.p.m na parametry wzrostowe drzewostanu, nawiązywał do wcześniejszych badań doc. T. Puchalskiego prowadzonych na Pilsku. Ja pomiary wykonywałem na Babiej Górze w latach siedemdziesiątych. W górnym reglu Babiej Góry założyliśmy wiele powierzchni, dzięki czemu udało się dokonać ciekawych obserwacji. Były to drzewostany w wieku od 40 do ponad 300 lat wieku pierśnicowego.

Do ekologii zbliżaliśmy się krok po kroku, przy czym problemy szerzej rozumianego wpływu człowieka na otaczające środowisk zaczęło mnie interesować na studiach. Teoretycznie miałem okazję wzbogacać swoją wiedzę poprzez lekturę takich prac jak „Granice wzrostu”, „Zero wzrostu”, „Raport o stanie świata, nasza wspólna przyszłość” – a więc prace, które wyznaczyły podstawę działań na przyszłość.

- Tych drzewostanów, które były badane już nie ma?

- Nie ma, bowiem jak to ładnie określamy „wydzielanie się posuszu świerkowego” dotyczy Beskidu Śląskiego i Beskidu Żywieckiego. Skala w sumie jest porażająca, bowiem wg najnowszych informacji zamarło ok. 24 tys. ha świerczyn. Jeżeli odniesiemy to do 15,5 tys. ha drzewostanów, które przed 30 laty wypadły w Sudetach, to jest to 2 razy więcej! Niestety proces zamierania świerczyn nadal trwa, np. szacuje się, że w Tatrzańskim Parku Narodowym w Parku bez uszkodzeń jest jedynie 5% świerków. Czyli 95% świerków jest uszkodzonych w różnym stopniu!

Znamienne jest, że jako pracownicy Katedry Hodowli Lasu, w Sudetach na badaniach lasu spędziliśmy wiele czasu. Zbadaliśmy dość dokładnie, co się stało z drzewostanami i co trzeba robić, a potwierdzeniem tego jest opublikowanych ponad 100 prac naukowych, które dotyczyły istoty procesu zamierania drzewostanów oraz metod ich przebudowy i zagospodarowania. Nagle, kiedy po 25 latach to samo powtórzyło się w Beskidzie Śląskim i Żywieckim, nie zważając na to, że są już gotowe opracowania – zaczęto robić badania od początku…

- Po doświadczeniach z Karkonoszy i Gór Izerskich - lekcja nie została odrobiona?

- Może nie należy mówić o odrabianiu lekcji, bo przyczyny zamierania i mechanizm rozpadu sudeckich świerczyn był inny. Uczciwie powiem, że już w latach 70-tych XX w., a więc przed 40 laty, sygnowaliśmy że w warunkach LMG lita świerczyna jest niezgodna z siedliskiem i należy rozpocząć przebudowę. Pamiętam, że w latach 90-tych RDLP w Katowicach chciała przeforsować wniosek, że w Beskidzie Śląskim na siedliskach LG i LMG lite drzewostany świerkowe należy uznać jako zgodne z siedliskiem. Opór – leśników z tej dyrekcji był ogromny. Dodam, że było to przed objęciem stanowiska obecnego dyrektora.

- Zgodność siedliska, to jedna kwestia, a wiek rębności - druga. Czy świerk musi rosnąć do 100 lat?

- To jest sprawa bardziej złożona, bo świerki rosnące w wyższych położeniach górskich dożywają nawet do 400 lat. Kulminację przyrostu osiągają późno i na tym tle przyjęty wiek rębności np. 80 lat, wygląda tak, jakbyśmy cięcia drzew wykonywali w wieku przedszkolnym.

- Przyjąć wiek rębności dla świerka 200 lat na powierzchni 20 tys. ha? Po co?

- Faktycznie brakuje nam przyjęcia zróżnicowania wieku rębności i zasad postępowania w zależności od wysokości n.p.m. i to nawet w jednym nadleśnictwie. Optimum życiowe dla świerka jest poniżej górnego regla i on lepiej tam rośnie, natomiast w górnym reglu jest świerk najlepszym budowniczym, bo jest tam konkurencyjnie najsilniejszy, co nie znaczy, że są to dla niego optymalne warunki.

Należy pamiętać, że kiedy mamy 200-letni drzewostan świerkowy, to znaczy, że rosną tam i 400-letnie świerki, i 40-letnie. Biorąc to pod uwagę, wieki rębności są żenująco niskie, ale one z kolei odnoszą się do świerczyn sztucznie wprowadzonych, a nie do pralasu. Jeszcze dodam, dla uporządkowania wywodu, że najpierw wycięliśmy lasy bukowo-jodłowo-świerkowe i zastąpiliśmy je litą świerczyną – od Sudetów po Beskidy. Np. w Nadl. Ustroń w ciągu 150 lat udział świerka zmienił się z 30% do ponad 90%. Tego nie da się szybko odwrócić, bo przez ostatnie 30 lat skład gatunkowy zmienił się jedynie o 5% na niekorzyść świerka.

- Statystycznie świerka nam nie przybywa, ale czy w to miejsce faktycznie wchodzi jodła i buk, które sztucznie promujemy?

- Udział jodły spadł do takiej wielkości, że bez sztucznego jej wprowadzania nie da się przywrócić jodłę tym lasom. Kiedy sziś patrzymy na losy tej jodły, to mamy świadomość, że zaszkodziły jej rębnie II (częściowe), bo jodła nie lubi równomiernego rozrzedzania. Także domyślamy się, że alkalizowanie gleb, czyli zmiana kwasowości, np. w rejonie Gór Świętokrzyskich, co miało miejsce w latach 70-tych, jodle nie pomagało.

- Twierdziło się wówczas, że jodła zamierała wszędzie.

- Faktycznie. Zjawiska o charakterze katastroficznym są zauważalne kiedy wystąpią, ale niewidoczne w momencie zbliżania się do nich. To tak jak podstawić szklankę pod kapiącą z kranu wodę. Do pewnego momentu, nie widzimy konsekwencji, ale nagle jedna kropla spowoduje przerwanie menisku wypukłego i doprowadzi do rozlanie się większej ilości wody. Większej od kropli wody, która doprowadziła do tego stanu. Coś się gromadzi i nawarstwia, a czynnik, który wcześniej nie miał znaczenia powoduje reakcję o dużym znaczeniu. Tak było ze świerkiem w Sudetach i w Beskidach.

- Przebudowujemy drzewostany ale do jakiego momentu?

- Jeden klasyk mówi, że prognozowanie jest trudne jeżeli dotyczy przyszłości, a drugi twierdzi, że tylko przyszłość jest znana, bo przeszłość podlega negocjacji. Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale działamy kierując się zasadą rozproszenia ryzyka hodowlanego, ostrożnie stosując selekcję i z szeroką pulą genetyczną, bo drzewo „krzywe, chore i garbate” może za jakiś czas okazać się najlepiej przystosowane do siedliska.

            Należy widzieć ograniczenia. Np. w latach 80-tych byliśmy przeciwni działaniom Instytutu Dendrologii z Kórnika, który próbował świerki, które ocalały w morzu martwych drzew wegetatywnie rozmnażać, z myślą ich późniejszego promowania i stworzenie populację odpornych świerków na ten rodzaj zagrożeń. Myśmy uznawali, że te świerki są odporne na to co wystąpiło, ale powątpiewaliśmy czy będą one odporne na to co wystąpi w przyszłości. Poza tym zawężenie populacji świerka do kilku czy też kilkudziesięciu klonów może spowodować, że całą populacja stanie się nieodporna na zaburzenia.

- Czyli podział terytorium polskich lasów na maciupkie regiony nasienne był błędem?

- Uczciwie rzecz ujmując, to dokładne wczytanie się w ratyfikowaną przez Polskę Konwencję o różnorodności biologicznej prowadzi do konstatacji, że cały program szkółkarstwa i nasiennictwa leśnego przyjęty w Lasach Państwowych nie jest zgodny z tą konwencją. Zgodziliśmy się w niej, że nie będziemy prowadzili selekcji „dzikiej przyrody”, uznając jednocześnie, że las jest tą „dziką przyrodą”, więc działania są sprzeczne.

            Mamy dziś dwie ścieżki rozwoju leśnictwa. Jedna pod nazwą „oswoić las”, a druga „nauczyć się zarządzać dziką przyrodą” i tak wędrujemy po tych ścieżkach. Drzewa leśne są ciągle, w przeciwieństwie do roślin sadowniczych (drzew owocowych), dzikim drzewami, choć potrafimy dziś z jednego liścia dębu wyprodukować sadzonki pozwalające obsadzić powierzchnię 1 hektara. A dąb ma sporo liści. Pojawia się jednak pytanie – czy będzie to jeszcze las? Czy powierzchnia pokryta trangenicznymi topolami to będzie jeszcze las w dzisiejszym rozumieniu?

- Atrakcyjne jest kryterium czasowe.

- Odżywa dyskusja prowadzona u nas w latach 60-70-tch XX w. i związana ze zwiększeniem produkcyjności polskich lasów. Wówczas prof. B. Zabielski sugerował, aby oddzielić przestrzennie lasy chronione, od ochronnych, gospodarczych oraz plantacji. Dziś są też takie głosy. Ja jestem skłonny przyjąć ten punkt widzenia, ale umówmy się, że będziemy wówczas produkować drewno poza lasem. Zakładajmy na gruntach porolnych plantacje drzew, nie koniecznie szybko rosnących i tam produkujmy drewno, bo las jest zbyt cenny, aby przeznaczyć go tylko do produkcji drewna.

- „Tylko” – to przesada. Przez ostatnie lata Lasy Państwowe wiele zrobiły w kierunku „Unaturalnienia produkcji” zaczynając od Ustawy o lasach z 1991 r., poprzez Zarządzenie nr 11, aż po pozostawianie na zrębach drzew do naturalnego rozpadu. I ciągle mało…

- Nie chodzi o „mało”.

- Może już nie można więcej…

- Więcej by się dało.

- Nieużytkowany las?

- Las nieużytkowany nie może być przedmiotem gospodarki. Tu nie ma sporu. Myśmy obawiali się, że po ukazaniu się w 1995 r. Zarządzenia 11, usilne naciskanie na nadleśnictwa, aby „od jutra’ zastosowali te przepisy może nie przynieść pozytywnego efektu. Bowiem to leśniczy jest kluczową osobą realizującą przyjęte w zarządzeniu postulaty. Jeżeli on stwierdzi, że się nie uda, to się nie uda. Tak było z plantacjami topolowymi. Tego typu plantacje rosły we wszystkich krajach wokół Polski, ale nie u nas. Na ten temat można snuć różne anegdoty jak np. następującą spod Tatr. Góral na pytanie dziennikarza - po co buduje dom dwa razy większy niż ma w projekcie, odpowiada, że u nas prawo budowlane jakoś się nie przyjęło. „Dlaczego” – dopytuje żurnalista, a bo wie pan – takie długie belki przywieźli, że żal było ciąć.

- Plantacje drzew rosnących do 40-lat i zakładane na siedlisku Lśw? Nie widzę perspektyw, bo u nas gleby są za biednie, a klimat za suchy.

- Uważam, że jedynym czynnikiem ograniczającym produkcję jest słońcem, natomiast na pozostałe czynniki mamy wpływ.

- To kosztuje.

- Ciągle nas straszą, że Pinus radiata oraz eukaliptusy czekają na składzie w porcie w Hamburgu.

- Ciekawa perspektywa. Wstrzymajmy u nas, przy aplauzie ekologów, pozyskanie drewna i przeorientujmy się na sprowadzanie drewna z Nowej Zelandii, bo na razie jest tańsze. W efekcie za moment nasze lasy zostaną zawalone martwym drewnem, drewno podrożej, przemysł drzewny znajdzie się w trudnej sytuacji. Ekologia doskonała.

- Produkcja drewna w skali światowej przestała być problemem. Warto wiedzieć, że w Niemczech wydobywa się rocznie 10 mln ton węgla, a w elektrowniach spala 70 mln ton – podobnie jak u nas, ale to Polska uznawana jest za głównego truciciela.

- Co się nie podoba w gospodarce prowadzonej przez Lasy Państwowe?

- Specjalnych zastrzeżeń do obecnie prowadzonej gospodarki leśnej nie mam.

- Miło słyszeć i to podkreślę.

- Uważam, że wszystkie pomysły opisane w naszym podręczniku „Leśnictwo proekologiczne” i te które znalazły się w Zarządzeniu nr 11 i 11A zostały wprowadzone do praktyki, a więc do Planów Urządzenia Lasu. To się wszystko dzieje.

- Zasobność drzewostanów wzrasta, wiek wzrasta, udział gatunków liściastych wzrasta, pozyskanie wzrasta…

- Czy zasobność drzewostanów wzrasta?

- Jak to? Przecież wiemy to z Banku Danych o Lasach i GUS-u.

- Coroczna aktualizacja mówi jedno, inwentaryzacja stanu lasów – drugie, a inwentaryzacja wielkoobszarowa – trzecie. Różnica wynosi 100 mln m3 drewna. Komu wierzyć?

- Ważny jest przyrost.

- Mam zastrzeżenie, że przyrost bieżący jest obarczony błędem, nie mniejszym niż 20% o nieznanym kierunku.

- I nie wiemy ile i jakich mamy gatunków w lesie.

- A to wynika z przyjętego sprytnego działania, bo zamiast sadzić więcej gatunków liściastych zmieniliśmy sposób określania składu gatunkowego. Do roku 2002 skład gatunkowy ustalano jako procent miąższości gatunków tworzących drzewostan, natomiast później przyjęto, że jest to proporcja rzutów koron tworzących drzewostan. Ponieważ korony gatunków liściastych są większe, to z tego faktu udział drzew liściastych się zwiększył.

- Z danych produkcji szkółkarskich trend jest jednak widoczny i dowodzi, że zwiększa się produkcja drzew liściastych.

- To co sadzimy, a to co rośnie – to są dwie różne rzeczy.

- Trudno w rozmowie nie poruszyć tematu Puszczy Białowieskiej. Co będzie z Puszczą?

- A z strach się przyznać, ale pierwszy raz w Puszczy Białowieskiej byłem w roku 1968 i w ramach praktyk z urządzenia lasu uczestniczyłem w definitywnym urządzeniu Puszczy. Trwało to parę miesięcy, bo po obowiązkowych praktykach, na tyle spodobaliśmy się drużynie urządzeniowców, że poprosili nas o pozostanie. Od tamtego czasu byłem w Puszczy niezliczoną ilość razu, nawet na stażu naukowym u prof. Sokołowskiego. Prowadziłem dla Almaturu obozy przyrodoznawcze itd.

            Kiedy więc mam wypowiedzieć się na temat Puszczy Białowieskiej, to dzielę ją na dwie części. Nieliczne fragmenty lasów, które można by zaliczyć do lasów naturalnych. Ich powierzchnia, po polskiej stronie, łącznie z Białowieskim Parkiem Narodowym nie przekracza 20%. Pozostałe 80% są to w większym lub mniejszym stopniu drzewostany dotknięte gospodarką leśną. Do Białowieży jeździłem pociągiem i trzeba było przeżyć i zobaczyć obraz lasu od Hajnówki do Białowieży. Po obu stronach widoczne były zręby i uprawy. Inny obraz był widoczny z okien samochodu, bowiem krajobrazowy rezerwat im. prof. Szafera zwany przyszosowym, to były firanki prawdziwego lasu. W latach 80-tych, większość zdjęć, które wykorzystywałem w dydaktyce pochodziła właśnie z tego terenu, a nie z rezerwatu ścisłego BPN, bo były tam ładniejsze fragmenty, a na pewno łatwiej dostępne.

            Przez lata patrzyłem jak narasta konflikt o Puszczę, który z perspektywy dzisiejszej postrzegam jako ambicjonalny. To znaczy z punktu widzenia ekonomicznego Lasów Państwowych, wszystkie trzy nadleśnictwa puszczańskie są deficytowe. Tak więc wycofanie gospodarki leśnej z Puszczy Białowieskiej, dla ekonomii LP będzie zyskiem. Lasy Państwowe nie chcą się wycofać tylko ze względów ambicjonalnych, bo leśnicy twierdzą, że tylko oni gwarantują utrzymanie lasu i przyrody. Stan Puszczy jest kwestią horyzontu czasowego, bo po wycofaniu się z działań gospodarczych w Puszczy, ona sama, po 300, 500 albo 1000 lat przejdzie przez wszystkie stadia i dojdzie do naturalności. Z punktu widzenia przyrody nie ma znaczenia – kiedy to nastąpi. Na pewno jednak stan wróci, no chyba, że warunki do istnienia lasu się zmienią, czego wykluczyć nie można.

            Uważam, że ostatnie rozwiązanie zaproponowane przez ministra środowiska zostało bardzo źle zaprezentowane, bo zapowiedź, że 1/3 nadleśnictw Puszczy zostanie wyłączona z prowadzenia produkcji leśnej może być różnie interpretowane. Czy chodzi o wyłączenie z produkcji jednego z trzech nadleśnictw, czy 1/3 powierzchni w każdym nadleśnictwie?

Niestety, druga strona sporu, czyli tzw. ekolodzy też się zaperzyli w swoich argumentach naciągając je do granic przyzwoitości.

- W Karkonoszach, parkowcy z KPN obrazili się, kiedy porównuje się ich powierzchnie nie tknięte działaniami gospodarczymi po wspomnianym wcześniej rozpadzie drzewostanów z lat 80-tych XX w. i powierzchnie zagospodarowane przez leśników z Nadl. Szklarska Poręba. Na jednych zdjęciu widzimy cmentarz starych świerków, na drugim „ponadmłodnikowe” gęste świerczyny. Okazuje, że parkowy też chcieliby mieć żywy las, a nie „stojącą leżaninę”. Oni nie przyjmują wspomnianego horyzontu czasowego 50 lat, a co dopiero 500 lat. O czym my tu mówimy? Jeżeli obejmiemy cały teren Puszczy Białowieskiej parkiem narodowym, to i tak coś trzeba będzie robić ze zwierzyną, to i tak pozyskiwane będzie drewno, to i tak będzie to interes niedochodowy dla Państwa. Niedawno minister Żelichowski, w wywiadzie dla Przeglądu mówił, że on by się zgodził na stworzenie dużego BPN, ale niech inicjatorzy za to zapłacą, np. 200 mln zł. (Przy autoryzacji już tą kwestię usuną).

Zdam pytanie - w którym polskim parku narodowym w 2014 r. pozyskiwano najwięcej drewna?

- Trudno mi precyzyjnie odpowiedzieć.

- W 2014 r., wg GUS w parkach narodowych pozyskano ogółem 253 tys. m3 drewna, z czego w Tatrzańskim Parku Narodowym, na pow. leśnej 16.382 tys. ha – 103 tys. m3, czyli ponad 6 m3/ha, wobec 5 m3 w PGL LP. Ekologom mowę odjęło – gdzie są ich protesty? To samo będzie w Puszczy Białowieskiej, bo skąd pochodzić będą pieniądze na utrzymanie nowych „konserwatorów ochrony” – czyli leśniczych.

- Tam musieli pozyskać, bo w 2013 r. mocno dmuchnęło. Podobnie było w Wielkopolskim Parku Narodowym…

- Chociaż nie dmuchnęło.

- W WPN była brudnica mniszka, która sama dokonała przebudowy. Jaki jest jednak problem. Wracając do Karkonoszy i Gór Izerskich przyjęto formułę nie stójmy, ale róbmy coś, stąd popełniono dramatyczne błędy, bo choć zamarło jedynie 15,5 tys. ha lasu, to LP stwierdziły, że odnowiono lasy na powierzchni ponad 40 tys. ha, czyli każdy hektar odnawiano trzykrotnie.

- To jest możliwe, ale co z tego. Mamy czekać 1000 lat? Niech czekają w Karkonoskim Parku Narodowym, bo mają czas, gdyż ustawa nie nakłada na nich obowiązku 5 lat na odnowienie lasu.

-  Trzykrotne odnowienie lasu było możliwe i prawdopodobne, bo wynikało z pośpiechu i akcyjności oraz pracy ludzi, którzy nie za bardzo wiedzieli co robić.

- Las jednak rośnie i to denerwuje?

- Rośnie, ale jaki i do kiedy. Nasz spór dotyczy modrzewia. Instytut Badawczy Leśnictwa zalecał go sadzić, a my twierdziliśmy, że jeżeli do 950 m n.p.m nie ma w Karkonoszach i Izerach modrzewia, a Niemcy byli maniakalnie zakochani w modrzewiu i wszędzie go sadzili – to zrezygnujmy z tego gatunku. W efekcie są dziś w Górach Izerskich setki hektarów porośnięte połamanym, pokrzywionym i zaatakowanym przez szkodniki modrzewiem. To są powierzchnie do przebudowy. Więc fakt pokrycia terenów jakąś tam zieloną roślinnością nie oznacza, że mamy las.

Patrząc dalej, mamy setki hektarów drzewostanów brzozowych, które w warunkach górskich nie są gatunkiem docelowym. Mamy więc stoki pokryte drzewami, ale nie o takie drzewa nam chyba chodzi.

- Czyli gdyby stoki te zostały zniszczone przez erozję wodną i zostały pokryte gęstymi łanami traw, to byłoby dobrze?

- My to bierzemy pod uwagę. To są plusy ujemne. Mam na terenie KPN powierzchnie, gdzie odnowienie naturalne świetnie się udaje i rośnie tam tyle samo sadzonek, co po sztucznym posadzeniu. Okazuje się też, że te z odnowienia naturalnego nie są tak zgryzane jak pochodzące ze szkółek, bo są mniej smaczne.

- Czy w parkach narodowych powinno się prowadzić gospodarkę leśną?

- Można byłoby z tego postulatu zrezygnować, gdyby parki narodowe obejmowały powierzchnie lasów naturalnych. Natomiast w momencie, kiedy znaczna część parku narodowego, a niektóre w całości, zostały utworzone na terenie lasów gospodarczych, to znaczy, że trzeba spróbować stworzyć przejście do lasu – nazwijmy „zbliżonego do naturalnego”. W niektórych momentach należy więc przyspieszyć naturalny proces, który i tak sam by się odbył. My wiemy jako to zrobić. Oczywiście można uznać, że zostawiamy odnowienie naturalnej sukcesji i obserwujemy, jak to mam miejsce w Karkonoskim Parku Narodowym w rejonie skał Paciorków po Śmielcem.

            Problem jest szerszy, bo ochrona przyrody wiąże się z systemem wartości, z aksjologią. Do dziś nie rozstrzygnęliśmy – po co chronimy przyrodę. Jedni mówią, że dla człowieka, inni, że przed człowiekiem, a jeszcze inni, że dlatego, bo jest, czyli dla niej samej. Wybór którejś z tych trzech koncepcji wymaga innych działań.

- Jeszcze jednemu parkowi poświęćmy uwagę, mianowicie Parkowi Narodowemu Gór Stołowych. Odnoszę wrażenie, że gospodarze sami nie wiedzą jak postępować. W jednej części tną świerk, w drugiej wykładają pułapki feromonowe na korniki, a w innej nic nie robią. Park mały, a różnorodność działań wielka. Nie ma pomysłu, a może pieniędzy na przemyślane działanie?

- Odpowiem tak. Kiedy byłem członkiem Komisji Parków i Rezerwatów w Państwowej Radzie Ochrony Przyrody, to w momencie kiedy tworzono Drawieński Park Narodowy i Stołowogórski PN (tak się pierwotnie nazywał) jako jedyny głosowałem przeciwko utworzeniu SPN, wywołując spore zgorszenie w gronie wspomnianej komisji. Moje argumenty były następujące: wszystkie cenne obiekty na terenie przyszłego parku już były rezerwatami od lat, zresztą większość obiektów chronionych związana była z geologią, a nie z przyrodą. Rosnące tam drzewostany były sztucznego pochodzenia świerczynami, już wtedy narażonymi na rozpad, a częściowo się rozpadające. Twierdziłem, że park narodowy nie jest dobrym miejscem na prowadzenie przebudowy, a ten pogląd potwierdzały wcześniejsze doświadczenia z Wielkopolskiego i Kampinoskiego PN, kiedy każde uruchomienie piły powodowało reakcję medialną. Faktycznie przyznaję, że wpędzamy się w sytuację, że pozyskanie drewna w parku na jednostkę powierzchni przekracza pozyskanie drewna w LP. Niestety moje obawy znalazły potwierdzenie i nie ma z tego powodu żadnej satysfakcji.

Dodam też, że niedawno pojawił się pomysł, aby do Parku Narodowego Gór Stołowych dołączyć kolejne 6 leśnictw z Nadl. Zdroje, które obejmowały rozpadające się drzewostany. A transakcji pewnie towarzyszył zamysł „niech się park z tym męczy”.

Parki przeżywają jeszcze problem związany z niskim wynagradzaniem kadr, które powinny charakteryzować się wysokimi kwalifikacjami. Niestety poziom ich płac to jest ½ poziomu płac w Lasach Państwowych.

- Można stwierdzić, że w parkach narodowych jest z powodzeniem realizowana marketingowa zasada: wysoka jakość za niską cenę…

W mojej ocenie parków narodowych jest za dużo i są one powierzchniowo za małe.

- To prawda. Przyznaję, że mamy „kieszonkowe” parki narodowe, mniejsze od niektórych rezerwatów przyrody. Z pozoru prosto byłoby zlikwidować niektóre.

- Może nie trzeba się bać.

- Mam czasami wątpliwości przy opiniowaniu planów zadań ochronnych, albo planów zdań ochrony rezerwatów przyrody, kiedy pojawia się wniosek o skreślenia rezerwatu, bo przedmiot ochrony przestał istnieć. Wiatr przewrócił drzewa, czaple się wniosły, kormorany odleciały… W toku dyskusji dochodzimy jednak do wniosku, że sam fakt, że coś podlegało ochronie jest wartością samoistną, której nie warto tracić. Byłoby lepiej te powierzchnie badać i udokumentować wyniki. Zgodzę się, że w przeszłości wiele rezerwatów leśnych utworzyliśmy ze względów emocjonalnych, bo komuś spodobał się jakiś starodrzew i dziś mamy 2-hektarowy rozpadający się las. Mamy rezerwaty leśne o powierzchni 2 hektarów, ale przecież wiemy, że normalna tektura lasu wymaga dużo większej powierzchni, bo każda faza lasu zajmuje większą powierzchnię. Dziś wiemy, że rezerwat świerkowy powinien obejmować powierzchnię co najmniej 90 ha, a bukowy 30 ha. Mamy dziś wiele rezerwatów, które nie spełniają funkcji ekologicznych, bo nie mogą. Są za małe.

- Dodam, że w nadleśnictwach jest wiele, od lat nietkniętych siekierą powierzchni leśnych o areale większym niż przeciętna powierzchnia rezerwatu.

- Zgadzam się z tym. Każdy leśniczy o dłuższym stażu ma swój „prywatny” zakątek lasu i trzeba zdobyć jego zaufanie, aby móc go zobaczyć i dowiedzieć się historii związanej z ratowaniem przed wycięciem. I trudno tego nie pochwalić, bo to świadczy, że są leśnicy dla których las jest czymś więcej niż miejscem pracy. Są to pasjonaci lasu warci wspierania.

- Szanując wiedzę Rozmówcy, a zaufani koledzy znają stosy przeróżnych wydawnictw, które zalegały gabinet w nieistniejącym już baraku przy ul. Wojska Polskiego 81 - chciałbym usłyszeć opinię nt. podejścia do tworzenia nowych rezerwatów, tym bardziej, że właśnie na początku kwietnia Klub Przyrodników organizuję w Karpaczu rezerwatową sesję naukową.

- Czyli teoria i praktyka?

- Coś w tym rodzaju, z przewaga pewnie ekologicznej teorii.

- Na naszych oczach zmienia się dość radykalnie podejście do ochrony przyrody. Dziś syntezą do wszystkich pomysłów na ochronę przyrody jest Konwencja o bioróżnoroności biologicznej. Przyjęcie w niej trzech poziomów: genetycznego, gatunkowego i ekosystemowego powinno zapewnić główny cel ochronie przyrody, np. tezę, że las nie przestanie być systemem podtrzymujący życie na ziemi.

- Czy można stwierdzić, że polski system ochrony przyrody nie zdał egzaminu?

- Powiem tak. System obszarowej ochrony przyrody istniejący w Polsce przed wejściem do Unii Europejskiej był niemal systemem kompletnym, zbudowanym na pochodzącej jeszcze z lat 70-tych idei ekologicznej sieci obszarów chronionych, z wyznaczonymi węzłami i sieciami korytarzy ekologicznych. To była, w mojej ocenie, koncepcja bardziej dojrzała niż koncepcja Natury 2000. Niestety narzuciliśmy Naturę 2000 na nasz system, częściowo go deprecjonując, a wpisanie Natury 2000 jako kolejnej formy ochrony przyrody jest nieporozumieniem, bo jak porównać park narodowy z Naturą 2000? Poprzednio poszliśmy w dobrym kierunku tworząc ruszt ekologiczny, czyli coś, co zapewnia bezpieczeństwo ekologiczne mieszkańców naszego kraju. Bezpieczeństwo to zapewnione było poprzez sieć parków narodowych, rezerwatów przyrody, parków krajobrazowych, obszarów chronionego krajobrazu, a także pewnych zakazów i nakazów. Ten spójny system sprawdzał się, stąd nie powinniśmy mieć kompleksów do państw starej Unii Europejskiej. Prymusi z tych państw, aby realizować Konwencję o różnorodności biologicznej narzucili tworzenie Europejskiej Sieci Ekologicznej Natura 2000 na podstawie dwóch istniejących konwencji (ptasiej i siedliskowej). Jak to zwykle bywa z prymusami, popełniono wiele błędów, a my wstępując do Unii chcieliśmy być jeszcze lepsi, dochodząc niemal do absurdu.

- Pozostało jeszcze wiele tematów, ale przyszedł już czas na papierosa, więc może na temat perspektyw wdrażania gospodarstwa węglowego porozmawiamy następnym razem.

- Dziękuję za rozmowę.

Władysław Kusiak